Rzeczą oczywistą dla prezydenta USA czy przewodniczącego Rady UE, powinno być zasięganie opinii Warszawy w kwestii inicjatyw wobec obszaru post-sowieckiego. Polska powinna nadal zgłaszać inicjatywy, takie jak Partnerstwo Wschodnie, które było i jest naszym olbrzymim sukcesem. To Polska wspólnie ze Szwecją zainicjowały Partnerstwo Wschodnie Unii Europejskiej, a dziś wszystkie dyplomacje w Unii Europejskiej mają kilka osób, jednostki administracyjne, które się specjalizują w tym obszarze. Polska jest zatem ewidentnym liderem w tym obszarze i należy dbać, aby tak nadal było – mówi redaktor naczelny pisma Res Publica Nowa dr Marcin Zaborowski.
Mariusz Marszałkowski/Instytut Jagielloński: Które państwo dziś można nazwać hegemonem? A może świat już nie jest jednobiegunowy?
Dr Marcin Zaborowski: Status hegemona zależy od wielu czynników. Jeżeli zwrócimy uwagę na kategorie gospodarcze to z pewnością zauważymy, że mamy do czynienia z postępującą wielobiegunowością porządku światowego. Nie mamy już takiej sytuacji, w której dominują Stany Zjednoczone, a pozostałe państwa, nawet te niezaangażowane, pozycjonują się wobec jednego hegemona. Wprawdzie Stany Zjednoczone pozostają najsilniejszym państwem świata, ale Chiny, Indie, Brazylia i w mniejszym stopniu Afryka Południowa (państwa tzw. bloku „Brics”) to państwa, których znaczenie na arenie międzynarodowej rośnie zwłaszcza pod względem gospodarczym. Biorąc jednak pod uwagę siłę militarną, szczególnie w zakresie potencjałów nuklearnych, mamy cały czas do czynienia z dwubiegunowością porządku światowego. Arsenały nuklearne Stanów Zjednoczonych i Rosji znacząco nie zmieniły się od zakończenia zimnej wojny i są wobec siebie równoważne.
M.M.: Jaką pozycję w tej światowej układance zajmują Chiny?
M.Z.: Chiny od wielu dekad w bardzo spokojny i konsekwentny sposób pną się po drabinie hierarchii porządku światowego. Chińczycy oficjalnie deklarują, że zależy im nie tyle na ściganiu się ze Stanami Zjednoczonymi co przede wszystkim na silnej czy wręcz dominującej pozycji we własnym regionie, czyli w Azji Południowo-Wschodniej. Należy jednak zauważyć, że Chiny są także coraz bardziej widoczne na innych kontynentach, np. w Afryce, a także w Ameryce Południowej. Powód? To potrzeby energetyczne Chin. Z tych regionów Chiny importują różnego rodzaju surowce, głownie energetyczne. W ostatnim czasie obserwujemy również wzmożenie aktywności Chin w Europie Środkowo-Wschodniej, co przeczy lansowanej przez Pekin tezie, że Chiny nie zamierzają konkurować z USA.
M.M.: Można powiedzieć, że Azja jest ekonomiczną przyszłością? I czy jest nam coraz bliżej do tego regionu?
M.Z.: Europa Środkowa nie jest monolitem i dzieli się w wielu aspektach. Przede wszystkim państwa naszego regionu różnią się w postrzeganiu Rosji. Z jednej strony jest Polska, kraje bałtyckie, Rumunia, państwa tzw. wschodniej flanki NATO, które są, z przyczyn geograficznych i historycznych, sceptycznie nastawione do Rosji. Z drugiej zaś strony są także takie państwa jak Węgry, Słowacja, Bułgaria, które są albo prorosyjskie, bądź neutralne jeśli chodzi o powstrzymywanie wpływów rosyjskich w regionie. Te państwa krytykują również sankcje unijne nałożone na Rosję w wyniku nielegalnej aneksji Krymu. Poza tym nie ograniczają rosyjskiej obecności gospodarczej w strategicznych obszarach jak np.: energetyka czy media. Tak więc jeśli chodzi o Rosję, Europa Środkowa jest podzielona na pół i podobny podział zaczyna się pojawiać w stosunku regionu do Chin. I choć stosunek do Chin nie jest jeszcze tak jasny i klarowny jak ten związany z postrzeganiem Rosji, to mimo wszystko takie państwa jak Polska, coraz częściej patrzą na ekspansję gospodarczą Chin w regionie z pewnym niepokojem.
M.M.: Jak będą się układały polsko-amerykańskie relacje po zmianach w Białym Domu?
M.Z.: Myślę, że podobnie jak układały się dotychczas. Jeśli prześledzimy stosunek do Polski poprzednich administracji amerykańskich, przez ostatnie 30-lecie trzeciej RP to widać, że amerykańska polityka wobec Polski jest naznaczona przede wszystkim kontynuacją. Stosunek administracji amerykańskich do Polski oczywiście ewoluuje – np. w wyniku rosyjskiej aneksji Krymu Amerykanie zdecydowali o umieszczeniu stale rosnącej obecności militarnej w Polsce – ale nie jest to spowodowane tym, że mamy nowego prezydenta USA czy nowy rząd w Polsce. Jest cała gama interesów, które łączą Polskę z USA. Stany Zjednoczone uważają Polskę za sojusznika, z którym dobrze się współpracuje. W związku z tym na Polsce koncentrują inwestycje gospodarcze, a także strategiczne związane z sektorem energetycznym oraz z bezpieczeństwem. W tych wszystkich kwestiach Polska jawi się jako ewidentny sojusznik Stanów Zjednoczonych w tej części Europy. Nie wydaje mi się, by to mogło się zmienić znacząco po tym jak prezydentem zostanie Joe Biden. Należy natomiast spodziewać się tego, że biorąc pod uwagę różnice polityczne, administracja Bidena będzie mieć bardziej krytyczny stosunek do obecnego polskiego rządu, szczególnie w odniesieniu do oceny stanu praworządności, wolności medialnych czy praw społeczności LGBT. Natomiast nie wpłynie to w znaczący sposób na lokowanie amerykańskich interesów w Polsce, np. na stan obecności militarnej w Polsce, na kontrakty w sektorze energetycznym, czy współpracę w ramach inicjatywy Trójmorza. W tych obszarach będziemy mieli do czynienia z kontynuacją.
M.M.: Czy jesteśmy w stanie wzmacniać znaczenie Polski?
M.Z.: Polska ma wiele do zaoferowania, dla świata i dla naszego regionu. Jesteśmy naturalnym pomostem pomiędzy Europą Zachodnią a Europą Wschodnią, czyli obszarem postsowieckim. Polska polityka wschodnia szczególnie jeśli chodzi o Białoruś, Ukrainę, Mołdawię Gruzję tradycyjnie była atutem wzmacniającym naszą pozycji wobec sojuszników zarówno w Brukseli, jak i w Stanach Zjednoczonych. Ważne jest by Polska nadal inwestowała w zwiększanie swojej obecności w Europie Wschodniej, choć trudno nie zauważyć, że zainteresowanie tym regionem maleje w ostatnich latach, co było widać na przykładzie Białorusi, wobec której Litwa pełniła bardziej aktywną rolę niż Polska. Natomiast, nie ulega jednak wątpliwości, ze Litwa nie ma po prostu potencjału do przejęcia roli Warszawy jako głównego adwokata Wschodniej Europy na Zachodzie. Należy więc dbać o podtrzymanie tej wschodnioeuropejskiej specjalizacji Warszawy. Rzeczą oczywistą dla prezydenta USA czy przewodniczącego Rady UE, powinno być zasięganie opinii Warszawy w kwestii inicjatyw wobec obszaru post-sowieckiego. Polska powinna nadal zgłaszać inicjatywy, takie jak Partnerstwo Wschodnie, które było i jest naszym olbrzymim sukcesem. To Polska wspólnie ze Szwecją zainicjowały Partnerstwo Wschodnie Unii Europejskiej, a dziś wszystkie dyplomacje w Unii Europejskiej mają kilka osób, jednostki administracyjne, które się specjalizują w tym obszarze. Polska jest zatem ewidentnym liderem w tym obszarze i należy dbać, aby tak nadal było.
M.M.: Trójmorze jak jest postrzegane? Czy ten projekt jest ważny dla Polski?
M.Z.: Projekt Trójmorza jest projektem polskiego rządu, a w szczególności jest to inicjatywa prezydenta Andrzeja Dudy. To godny projekt i rozwój współpracy regionalnej w Europie Środkowej jest czymś na czym Polsce powinno zależeć. Natomiast trzeba przyznać, że Polska ma dwa problemy związane z Trójmorzem. Po pierwsze obserwujemy dużo mniejsze zainteresowanie tą inicjatywą innych partnerów regionalnych łącznie z Węgrami. Np. inwestycja Węgier w fundusz Trójmorza jest mniej więcej na poziomie 20 milionów dolarów, a inwestycja polska wynosi 700 mln dolarów. To są nieporównywalne poziomy inwestycji. Inne państwa w regionie w fundusz Trójmorza również nie inwestują. Owszem przedstawiciele państw regionu przyjeżdżają na spotkania, są obecni na szczytach, podpisują odpowiednie dokumenty, ale za tymi deklaracjami nie idą pieniądze i konkrety. To ma również wpływ na stosunek Stanów Zjednoczonych do tej inicjatywy. Amerykanie nie zainteresują się Trójmorzem na poważnie dopóki nie będą mieli pewności, że jest to realnie istniejąca regionalna inicjatywa, a nie tylko polska inicjatywa. Po drugie, inicjatywa Trójmorza jest postrzegana jako projekt antyniemiecki, którego celem było zbalansowanie pozycji Niemiec i Francji w UE i tym samym wzmocnienie pozycji regionalnej Polski. Z tego powodu w Berlinie inicjatywę Trójmorza postrzega się ambiwalentnie i raczej z rezerwą. Podkreślam, że Trójmorze to godna i potrzebna inicjatywa, warto ją podtrzymywać, bo zapewnia Polsce rozwój regionalny. Jednak trzeba podjąć trud, by zachęcić do niej innych partnerów naszego regionu i zainteresować nią Niemcy.
M.M.: Jak zmieni się świat po pandemii? Czy COVID-19 to zjawisko przełomowe, które na nowo ukształtuje relacje ekonomiczne mocarstw?
M.Z.: Układ sił na światowej szachownicy raczej nie zmienia się w wyniku jednego kryzysu. Pytanie jest takie czy kryzys związany z epidemią może się stać jakąś cegiełką w procesie zmniejszenia roli Zachodu w porządku światowym. Taka obawa niestety istnieje. Wystarczy popatrzeć w jaki sposób z epidemią poradziły sobie Chiny, a jak z pandemią radzą sobie Stany Zjednoczone. Niestety takie spojrzenie nie pozwala nam wyciągnąć optymistycznych wniosków, jeśli chodzi o kompetencję Waszyngtonu w zarządzaniu kryzysem. Wiadomo już dziś, że ten kryzys nie wzmocni globalnej roli i prestiżu Stanów Zjednoczonych. To oznacza, że sposób radzenia sobie z pandemią może wpłynąć na postrzeganie Chin jako tego państwa, które jednak potrafi skuteczniej zarządzać poważnymi kryzysami. Dodajmy, że podobna była percepcja po kryzysie w 2008 roku, kiedy w USA zapanował chaos gospodarczy i recesja. Praktycznie całe dwie kadencje prezydenta Baracka Obamy były poświęcone niwelowaniu skutków tego kryzysu i wydobywaniu USA z recesji. To się ostatecznie udało, ale owoce zarządzania kryzysem ekipy Obamy zaczęły być widoczne dopiero w okresie prezydentury Trumpa. Tymczasem Chiny i Indie nie zostały dotknięte kryzysem w 2008 roku i dlatego w Afryce czy np. Ameryce Południowej zaczęto na poważnie myśleć, o tym, że Państwo Środka jest alternatywą dla hegemonii Stanów Zjednoczonych. Myślę, że przed 2008 rokiem taka percepcja była raczej egzotyczna i czysto akademicka. Po 2008 roku tak już nie jest. Wydaje mi się, że zarządzanie kryzysem koronawirusa taką percepcję wzmocni. Aczkolwiek jeszcze raz podkreślam, że nie jest tak, że po jednym kryzysie może zmienić się układ światowy, jednakże jest to taka cegiełka, która nie pomaga USA i Zachodowi w utrzymywaniu dominującej pozycji.
M.M.: Co może zrobić Polska, by chronić swoją gospodarkę i wykorzystać nowe szanse?
M.Z.: Jeśli chodzi o gospodarkę, póki co, Polska lepiej przechodzi przez ten kryzys niż większość świata zachodu. Są nawet pewne sektory polskiej gospodarki, które korzystają na tym kryzysie. Wystarczy spojrzeć na cały sektor związany z cyfryzacją, bankowość internetową, podpisy elektroniczne czy zdalne potwierdzanie tożsamości. W tych wszystkich sferach Polska doskonale sobie radzi. Są to obszary, w których kompetencje w ostatnich miesiącach z oczywistych względów uległy wzmocnieniu, a nie osłabieniu. Mamy tu ewidentnie pole do większego rozwoju całego sektora związanego z cyfryzacją i sektorem IT. Pamiętajmy też, że są w Polsce dobre szkoły jak Politechnika Warszawska czy Śląska, w które należy po prostu inwestować. To może być szansa i przyszłość Polski.
Marcin Zaborowski jest redaktorem naczelnym pisma Res Publica Nowa oraz wykładowcą na Uczelni Łazarskiego. W okresie 2010- 2015 Marcin Zaborowski był dyrektorem Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM), który w rankingu Uniwersytetu Pensylwania został w 2015 roku uznany za najbardziej wpływowy ośrodek ekspercki w Europie Środkowo-Wschodniej.